czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 1 "Wszystko na nowo"

-Obiecuję, że gdy się obudzisz nadal tu będę- uśmiechnął się ukazując przy tym urocze dołeczki, które dodawały mu uroku. Jego oczy błyszczały niczym dwa najcenniejsze diamenty na świecie, a serce biło szybciej niż zwykle. Lea delikatnie pogładziła jego policzek i pocałowała go w usta, które z każdą sekundą zatracały się w niej bardziej. Nigdy nie mógł zrozumieć czym jest miłość, aż do teraz. 
Wiedział, że ją kocha i jest w stanie zrobić wszystko by była szczęśliwa. 
-Kocham Cię Jace-zamknęła oczy i mocniej wtuliła się w ukochanego. Nie potrzebował nic innego  oprócz jej. Była dla niego wszystkim; szczęściem, strachem, bólem, ukojeniem oraz miłością, której tak bardzo się bał. "Kochać znaczy niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym" -powtarzał jego ojciec....
Jace z przerażeniem krzyknął budząc przy tym członków instytutu. Nigdy nie był tak bezradny jak w tej chwili. Nie miał pojęcia dlaczego dziewczyna o ,której próbował zapomnieć śniła mu się po nocach. Nienawidził jej za to, że odeszła, nienawidził siebie za to, że ją stracił, nienawidził Willa za to, że ją zabrał. 
Niestety nadal ją kochał, a to niszczyło go w każdy możliwy sposób. Jego ojciec miał rację, został zniszczony przez miłość przed, którą tak bardzo się bronił. 
-Jace wszystko dobrze?- do pokoju wparował zdyszany Edward, który z przerażeniem patrzył na Jace'a.
Eddie był wysokim brunetem o intensywnie zielonych oczach oraz ciemnej karnacji. Wszyscy go uwielbiali. Był czarujący, sympatyczny, waleczny oraz oddany przyjaciołom i rodzinie. Oczywiście jak każdy człowiek miał tajemnicę, którą dusił w sobie od lat. Dla przyziemnych sprawa orientacji Edwarda była jedną z rzeczy, która nikomu nie przeszkadza, lecz w świecie demonów i nocnych łowców takie sprawy nie powinny mieć miejsca.
-W porządku Eddie nie musiałeś w ogóle przychodzić-powiedział sarkastycznie Jace wpatrując się swoimi lodowatymi oczami w chłopaka. Problemem Waylanda było to, że nigdy nie umiał wyrazić swoich uczuć, a jego gesty nigdy nic nie wyrażały. Był skrytym człowiekiem oddanym służbie oraz sobie. Ludzie mówili na niego różnie. Jego najbliższa przyjaciółka Tralisa uważała go za sarkastycznego dupka, który wszystko robi perfekcyjnie choć to samo można by powiedzieć o niej. Dzięki swojej urodzie oraz wdziękowi zwabi każdego faceta w swoje sidła. Ona jest grą, a oni tylko pionkami. Jak na siedemnastoletnią dziewczynę jest zbyt ostra.
***
-Leo proszę Cię uważaj na siebie-zatroskana ciotka ujęła jej dłoń po czym zaczęła płakać.
-Anne przecież jadę do Nowego Jorku,a nie na wojnę-uśmiechnęła się blondynka o niebieskich oczach, która właśnie zaczynała nowy etap w swoim życiu.
-Wszystko jest możliwe kochanie.-starsza pani otarła swoje łzy po czym mocno przytuliła dziewczynę mamrocząc coś pod nosem- Niech anioły będą przy tobie-wyszeptała Anne odprowadzając Le do samochodu.
-Ciociu proszę Cię rozmawiałyśmy o tym-zatroskane spojrzenie Lei zwrócone w stronę kobiety złagodziło jej rozproszone myśli. Anne wiedziała, że dziewczyna nie może dowiedzieć się o Willu, a co najważniejsze o Jasie.
-Rozumiem skarbie, już jedź bo się spóźnisz. Kocham Cię.-zanim wsiadła do taksówki pożegnała się z ciotką i z zamyślonym wzrokiem spojrzała przed siebie. Zastanawiała się jak to będzie odżyć po tym wszystkim. Jak to jest mieć nowych znajomych, którzy nigdy cię nie zawiodą oraz jak to jest radzić sobie samemu.
***
Słońce ogrzewało dziewczynę, która tak pochłonięta książką zapomniała o całym świecie. Przechodzący ludzie patrzyli się na nią z zaciekawieniem oraz zdumieniem wypisanym na twarzy. On też na nią patrzył. Wyglądała tak samo pięknie jak wtedy, gdy ją poznał. Jej włosy lśniły, oczy iskrzały kiedy czytała powieść, a jej serce biło równo i rytmicznie tak jakby przekazywało mu pewne informacje. Tak bardzo chciał do niej podejść, tak bardzo chciał ją przytulić, tak bardzo chciał by pamiętała. Nagle dziewczyna uniosła głowę znad książki i spojrzała prosto na chłopaka. Uśmiechnęła się do niego uroczo z rumieńcami na twarzy na co ten zachichotał pod nosem. Zawsze, gdy byli blisko siebie rumieniła się. Nie pamiętała go ,ale jednak wszystko co było nadal jest.
-Jestem William- podszedł do dziewczyny wyciągając do niej rękę.
-Lea-w tej chwili pomyślał, że to spotkanie jest o wiele milsze niż ich pierwsze. Wiedział, że gdyby poznała go pierwszego pokochałaby go od razu. Nie był by dla niej  tylko przyjacielem, ale kimś znacznie więcej. Od zawsze czuł, że są sobie przeznaczeni, ale Jonathan nigdy nie pozwolił jej pokochać osoby, która była jego odwiecznym wrogiem. Od zawsze rywalizowali o wszystko nawet o pannę Brooks. Początkowo uważał ją za zabawkę by zranić uczucia Jonathana, który zrobiłby dla niej wszystko. Niestety wszystko się zmieniło, gdy poznał ją bliżej. Jego gra przerodziła się w pożądanie,a ono zaś w uczucie tak silne, że prawie niezniszczalne.
-Zechciałabyś wypić ze mną kawę? -zapytał z nadzieją w głosie.
-Wiesz...-zakłopotana dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć
-Jeśli jesteś z kimś umówiona to zrozumiem
-Wiesz właściwie to jestem-chłopak nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Sądził, że ulegnie i spotka się z nieznajomym Willem o tak pięknym wyglądzie.
-Kłamiesz-zarzucił chłopak
-Nie prawda. Ja po prostu....-zaczęła bronić się Lea niestety nie skutecznie
-Nie jestem w twoim typie?
-Nie o to chodzi Williamie- to w jaki sposób wypowiedziała jego imię przyprawiło go o ciarki. Mówiła to tak seksownie, że prawie zapomniał jak to jest odczuwać pożądanie.
-A więc o co chodzi panienko Leo?
***
-Nie wierzę, że dałam się namówić-zachichotała Lea biorąc łyk zimnego napoju po, którym od razu jej ciało zaczęło powoli zamarzać od środka. Czuła dziwną euforię będąc tu z Willem, który był nieziemsko przystojnym człowiekiem.
-Może jesteś aniołem. Kto normalnym jest tak uroczy? -chłopakowi zszedł uśmiech z buzi, gdy usłyszał słowa wypowiedziane przez dziewczynę. Widział jej zaskoczone spojrzenie oraz wyrzut do samej siebie, że to powiedziała.
-Jeśli w jakikolwiek sposób Cię uraziłam......
-Nie no co ty-zaprzeczył chłopak- to czysty komplement, ale uwierz nie jestem aniołem-jego natura była o wiele gorsza. Nie był człowiekiem, nie był demonem, nie był nocnym łowcą, a przede wszystkim nie był aniołem.